czekał nawet na koniec zmiany, powiedział Jaskiel, że będzie pracował w domu i wyszedł. – Myślisz, że mogła sfingować własną śmierć? – Trzeba je trochę popieścić. stała samotna kobieta w oparach mgły. wzrokiem tłumy ludzi z walizkami, torbami, plecakami. Nastolatek dźwigał futerał z gitarą zwykle. Oddzwoń. Może mnie nie być w domu, muszę na parę dni wyjechać w interesach, ale odezwę się jeszcze. Trzymaj się. Wiem, że czujesz się okropnie po śmierci Josha, ale daj spokój, wiesz jak jest, śmierć tego sukinsyna to żadna strata. - Może powtórzmy jeszcze raz - odezwał się Reed, gdy Gerard St. Claire ściągnął lateksowe rękawiczki i wrzucił je do kosza na śmieci. Ponury asystent ze słuchawkami na uszach wycierał stalowy stół do sekcji zwłok, przygotowując go na przyjęcie następnego ciała. - Twierdzi pan, że Bandeaux zmarł z powodu utraty krwi, zgadza się? - Stracił dużo krwi. - Lekarz zdjął czepek i wrzucił go do kosza z brudną bielizną. Mimo niskiej temperatury, w sali panował zaduch. Środki dezynfekujące, formaldehyd, śmierć i pot. Błyszczące zlewy, stoły i narzędzia ze stali nierdzewnej kontrastowały ze starymi kafelkami i wyblakłą farbą. - Z raportu ekipy badającej miejsce zdarzenia wynika, że bra-kuje części krwi. Reed przerwał mu gwałtownie. - Brakuje? Jak to możliwe? - Na miejscu zdarzenia nie znaleziono takiej ilości krwi, która odpowiadałaby ilości, jaką stracił. Nawet jeśli uwzględnimy parowanie. Więc jeśli Bandeaux nie oddał wcześniej w miejscowym szpitalu czterech litrów albo nie miał spotkania z wampirem, albo nie ma psa, który żywi się krwią, to mamy problem. Część krwi zniknęła. - Ktoś ją ukradł? - To bez sensu. - A może ciało zostało przeniesione? - Nie zostało. Diane Moses i ja zgadzamy się co do tego, a wie pan, że nigdy się ze sobą nie zgadzamy. - Więc mógł stracić część krwi gdzie indziej... wrócić do domu... i stracić jeszcze trochę krwi. - Nie ma żadnych śladów kapiącej krwi. Nie sądzę, żeby tak to się odbyło. Biorąc pod uwagę zesztywnienie ciała, sposób, w jaki krew rozłożyła się w organizmie, i problemy z funkcjonowaniem niektórych organów - na podłodze znaleźliśmy przecież mocz - założę się, że zginął na biurku. - St. Claire potarł czoło rękami. Na jego białych, sterczących włosach pojawiły się kropelki potu. - Większość krwi stracił z powodu przecięcia niewielkich tętnic na obu nadgarstkach. Te rany wyglądają zupełnie inaczej od pozostałych, które są raczej powierzchowne i zostały zrobione później. - Żebyśmy myśleli, że to samobójstwo. - Tak mi się wydaje. - Potarł w zamyśleniu brodę. - Ale to nie jedyna zagadka. Wydaje się, że Josh miał alergię, prawdopodobnie na siarczyny obecne w domowym winie. Reakcja na alergen była bardzo gwałtowna, doznał wstrząsu anafilaktycznego. Właściwie mógł od tego umrzeć, ale niewykluczone, że zażył antidotum. Ciągle jeszcze badamy obecność związków chemicznych w jego krwi. Znaleźliśmy pewien związek, GHB, gammahydroksymaślan, który mógł pozbawić Bandeaux przytomności. - Narkotyk gwałtu? - Jeden z wielu - przytaknął St. Claire. - Co oznacza, że nawet jeśli miał zestaw przeciwwstrząsowy, być może nie mógł z niego skorzystać. - Ani pojechać do szpitala, ani też zadzwonić na pogotowie. - Zgadza się. Ostateczne badania powiedzą nam więcej. - Dlaczego GHB? - spytał Reed. malutki nożyk, ostry jak skalpel chirurgiczny. – Jeszcze nie wiem. Ciągle się nad tym zastanawiam. drzwi i pociągnął torbę po cementowym chodniku. Bentz wróci tu przed wykładem. swoje odbicie. dziecięcej. stres. Sypiał niespokojnie. Jego człowiek w wydziale, Montoya, był pochłonięty pracą i drzwiach, z jej ust popłynął strumień przekleństw. – Bastardol – syknęła.
obudziłam. To z powodu tych dziwnych odgłosów. Dobie- - Dziękuję, milordzie. — Musimy być oględni, gdyż mamy do czynienia z bardzo podstępnym jegomościem. Do godziny 7 nic nie możemy zrobić. Ale o 7 będziemy już przy pani i długo nie potrwa, a rozwiążemy tę tajemnicę. Tam ją znalazła. Zawahała się na moment przy wejściu. Mama wyglądała tak ślicznie. Opromieniona blaskiem porannego słońca, w prześwietlonej promieniami delikatnej koronkowej bluzce, przypominała jakąś anielską istotę. Piękny anioł o ciemnych włosach. Dziewczyna z podziwem oglądała rzeźbione drewniane sufity, obrazy na ścianach. Stary dom miał swój urok właściwy dawnym posiadłościom plantatorów. Pomyślała, że odkąd pracuje w CIA, właściwie nie ma żadnego miejsca, które mogłaby nazwać swoim domem. - Bzdura. Przecież chciałyśmy zwiedzić Londyn. - Kilcairn, ty... Dokładnie po dziesięciu minutach wyszedł z mieszkania i zanurzył się w gorącą nowoorleańską noc. Zaklął pod nosem. Pomimo późnej pory powietrze było tak duszne i parne, że nie dało się oddychać. Otarł pot z karku. Tak właśnie wygląda lato w Nowym Orleanie, czego nie zrozumie nikt, kto tutaj nie mieszkał - ani chwili chłodu, nieznośny żar w dzień i w nocy, ani chwili ulgi, nawet po zachodzie słońca. - Musimy! Czuję, że mamy go pod nosem. - Santos co ciekawe, rozbawienie. Tak. Ojciec jej pomoże. - Tak? Charbonne. - Zbliżyła się do Alexandry. - Panna Gallant, prawda? - A ja nie zamierzam nikogo zastępować - odrzekła Klara, myśląc o swojej pracy, która w jej oczach zmieniała świat na lepsze. - Musimy się pozbyć tego wszystkiego.
©2019 nomen.ta-fizyka.skoczow.pl - Split Template by One Page Love